piątek, 16 maja 2014

Spotkajmy się po zmroku

          Który to już raz spędzamy samotny wieczór razem, co? Znów zapukałaś tajemniczo, choć trochę nieśmiało, do moich drzwi, a ja bez jakiegokolwiek zastanowienia otworzyłem. Dlaczego miałbym tego nie zrobić? Oczywiście zdarzają się dni, kiedy mam wątpliwości, zastanawiam się, czy warto, czy to ma jakikolwiek sens, ale koniec końców otwieram te cholerne drzwi i wpuszczam cię do środka. Przecież to ty kochana, tak cudownie... cudowna, jesteś jak idealnie pasujący, ostatni element układanki składającej się na moją osobę.

          Za każdym razem poznajemy się na nowo. Jest to nawet zabawne, zupełnie jakbyśmy ciągle tworzyli nową historię naszej znajomości. Ty, delikatnie wycofana z mikroskopijną iskrą lęku w oczach. Ja, nienachalnie atakujący, robiący z siebie błazna, wyznawca twojego piękna. Kiedy wreszcie wracamy do etapu znajomości kochanków, możemy w spokoju zasiąść do późnej kolacji.

          Dialog pędzi niczym rwąca rzeka, której nie ma końca. Każda chwila ciszy, poświęcona na przeżucie kawałka posiłku wydaje się taka długa i niepotrzebna, że jedzenie traci swój urok i smak. Wiesz co? Pieprzmy to, wypijmy kieliszek wina i chodźmy dalej. Nie chcę marnować cennego czasu w twojej obecności. W końcu nigdy nie dajesz mi go zbyt dużo.

          Ta chwila, kiedy siedzimy zatopieni w kanapę i wtuleni w siebie. Cóż, to jest właśnie ten moment, ten, który przypomniany nawet w najgorszej sytuacji, wywoła szczery uśmiech na mej twarzy.

          Czas upływa nam na nieskrępowanych rozmowach i długich chwilach ciszy, zupełnie jakbyśmy byli parą zasłużonych stażem staruszków. Nie sądzę, żeby było w tym coś złego, jest to nawet na swój sposób piękne. Jeszcze cudowniejsze jest to, że chociaż żadne z nas o tym nie wspomniało, to i tak obydwoje wiemy, że będziemy się tej nocy kochać.

          Na koniec twojej wizyty znowu powiem coś niestosownego. Nie mogę nic na to poradzić, tak musi być.

          - Mimo całej swej cudowności, - zacznę ostrożnie, nie kryjąc smutku - masz ogromną wadę, kochana.

          - Jaką? - pytasz jak zwykle, z magicznym spokojem.

          - Istniejesz tylko w mojej głowie - mówię, a słowa me, niczym zaklęcie, kończą nasze spotkanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz